"O północy Paweł i Sylas modlili się (...). Nagle
powstało silne trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się fundamenty więzienia.
Natychmiast otwarły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany.
Gdy strażnik zerwał się ze snu (...) dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli" ( Dz 16,25-27 ).
Natychmiast otwarły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany.
Gdy strażnik zerwał się ze snu (...) dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli" ( Dz 16,25-27 ).
Są sytuacje, takie prawdziwe życiowe "trzęsienia ziemi", które sprawiają, że "się człowiekowi żyć nie chce", jak się potocznie mówi. Patrząc wówczas na nie pobieżnie, pod jednym kątem, tak "po ziemsku" - może się wydawać, że wszystko stracone... nie ma żadnego wyjścia... wielka przegrana.
A przecież wcale tak nie jest: "Nie czyń sobie nic złego, bo wszyscy tu jesteśmy! - krzyknął Paweł na cały głos. Wtedy [tamten] zażądał światła (...).
A wyprowadziwszy ich (...) rzekł: "Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?" ( Dz 16,29-30 ).
Oto cały problem - umieć dostrzec w różnych kolejach losu, rozmaitych życiowych sytuacjach - przysłowiowy "Boży palec". Ktoś powiedział, że "przypadek, to taki pseudonim Pana Boga, gdy nie chce się podpisać pod jakimś wydarzeniem swoim imieniem i nazwiskiem". Umieć dostrzec i wyciągnąć wnioski: co mam wobec tego czynić, aby się zbawić ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz