„Wtedy [syn
marnotrawny] zastanowił się i rzekł:
Ileż to najemników mojego ojca, ma pod
dostatkiem chleba,
a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca (…)” (Łk 15,17-18).
Gdyby tak
mieć trochę czasu, aby się zatrzymać, pomyśleć, zastanowić się.
Może wówczas
zrozumielibyśmy, że mamy do kogo pójść. My bezdomni,
osieroceni i spragnieni
miłości mamy Ojca. Nie potrzeba nam znachorów,
szarlatanów, horoskopów, zaklęć od uroków, ponieważ mamy Ojca.
Tylko w Jego objęciach znajdziemy pokój i
ukojenie, pociechę
i pokrzepienie. U Niego „jest pod dostatkiem chleba” i nie
musimy „ginąć z głodu”.
On jest kimś więcej
niż wszechwładny szef, wpływowy znajomy,
zaradny kolega. On jest OJCEM. MOIM
OJCEM. Pewnie już „wpadliśmy”
w Jego ramiona w wielkanocnym sakramencie pokuty
i niech tak pozostanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz