(…)była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy (…).
Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: Niewiasto, jesteś wolna od
swej niemocy (…). Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat
uzdrowił, rzekł do ludu: Jest sześć dni, w których należy pracować Łk 13,10-14)
Zadziwiająca jest ta historia. Pobożni ludzie, widząc cud uzdrowienia,
oburzają się na Jezusa. Człowiek ma pretensje do Boga, gdy ten czyni coś (tu rzekomo
narusza prawo szabatu) wbrew jego widzimisię. A przecież szabat jest świętem na
cześć Boga Stworzyciela i Przymierza, które zawarł z Izraelem. Jest czasem Jemu
poświęconym. Ma przypominać wyzwolenie z niewoli egipskiej, mówi się o
obowiązku radości w szabat, która ma być też przedsmakiem ery mesjańskiej. Czyż
nie w ten sposób Jezus wypełnił prawo szabatu – uzdrawiając i uwalniając od ducha niemocy ; czyż nie wywołało to
wiele radości i nie pokazało, jak bardzo Bóg troszczy się o swoje dzieci? Dlatego
warto postawić jeszcze jedno pytanie – czy dla mnie chrześcijaństwo, modlitwa,
sakramenty, Biblia to radość, autentyczne spotkanie z Bogiem, czas wyzwolenia i
uzdrowienia? A może zagubiłem, czy też nigdy nie odkryłem tego prawdziwego
oblicza naszej wiary i widząc tylko przepisy zaliczam, chodzę, odklepuję…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz